Szkoła Podstawowa nr 15
im. Jana Pawła II

BUKOWINA
Szkolne Koło Krajoznawczo - Turystyczne PTTK

Sezon 2015

Stożek Wielki

Wiosenne łazikowanie zaczęliśmy z poślizgiem dopiero w kwietniu (marcowy wyjazd został odwołany z przyczyn niezależnych od organizatorów). Pociąg tym razem zawiózł nas do Wisły Głębce, skąd szlak wiódł przez przełęcz Kubalonkę na Stożek Wielki. Pod nieobecność naszego ulubionego przewodnika pani Grażyny Adamek, która kontuzjowana musi teraz swoje odsiedzieć w Katowicach, prowadził nas pan Bogdan Dropik. Do grupy zwracał się per dzieciaczki co było bardzo sympatyczne. Tym bardziej, że po raz pierwszy szły z nami nowe nabytki koła turystycznego z klasy 4a. Dziewczynki sprawdziły się jako dzielni piechurzy, bez marudzenia pokonały trasę. Starsi koledzy w razie kłopotów służyli pomocą. Oprócz przewodnika fachową opiekę sprawowały pani Agata Polewana i pani Iwona Niedźwiedzka. Po licznych postojach odpoczynkowo konsumpcyjnych, podczas których panie chętnie wystawiały swe piękne buzie do słoneczka, dotarliśmy do schroniska na Stożku - góra wzięła swą nazwę od jej kształtu. Czekał tam na nas ciepły posiłek i pokoje. Kiedy schronisko otuliły ciemności zabraliśmy latarki i poszliśmy na szczyt Stożka, aby uroczyście wręczyć legitymacje nowym członkom PTTK. Jakoś nikomu nie chciało się jeszcze spać. Przetestowaliśmy więc nocne łazikowanie. Góry wydały się nam inne, tajemnicze i trochę straszne. Drzewa przypominały postaci z naszej wyobraźni. Na niebie pokazało się kilka gwiazd (pan przewodnik podał ich nazwy) oraz zobaczyliśmy światełka migoczące w dolinie. Jak za dotknięciem różdżki czarodzieja wszystko co wcześniej było nienazwane zostało oswojone. Może trochę szkoda magii, ale poczuliśmy się na pewno bezpieczniej. Po powrocie do schroniska raczej nie było problemów z położeniem się spać nawet najbardziej aktywnym uczestnikom. Najwytrzymalsze okazały się najstarsze dziewczęta, ich niespożyte siły w kwestii nocnego gadulstwa godne są odnotowania w księdze Guinnessa. Świt przywitał nas piękną pogodą, szybkie mycie, porządki, wspólne śniadanie i czas wyruszać w drogę. Szlak zielony, trasa niezbyt trudna, wszyscy w dobrej kondycji. Schodzimy do Wisły Centrum. Tam w parku odpoczynek . Najwidoczniej dzieci miały jeszcze rezerwy siły bo większość pobiegła na piękny, nowoczesny plac zabaw, sama bym pobiegła ale...? Jeszcze lody lub gofry, według uznania, i czas do domu. Pa, pa do następnej wycieczki.

Wielka Racza

Hej, hej - to znowu ja, nadaje ze szlaku, tym razem kierunek Rajcza i Wielka Racza. Przejazd pociągiem i busikiem do Rycerki Kolonii. Tu zaczyna się ulubiona część wyprawy, czyli mozolne wdrapywanie się pod górę i schodzenie w dół, wdrapywanie się pod górę i schodzenie w dół i znowu…… Trasa dość długa, najpierw przejście szlakiem czarnym do schroniska na Przegibku, później czerwonym w tzw. Worku Raczańskim do schroniska na Wielkiej Raczy. Prowadzi przewodnik pan Marek Seńczysyn, opieka – stała obsada pani Agata Polewana i pani Iwona Niedźwiedzka. Pogoda jak marzenie, widoki wynagradzają trud wspinaczki. Odpoczywamy na rozłożystej polanie pod Wielką Raczą i gapimy się na Małą Fatrę, w tej chwili naprawdę do szczęścia nic więcej nie potrzeba. Humory dopisują, pokonujemy ostatni odcinek drogi, wyłania się schronisko. Rozlokowani w pokojach, odświeżeni i nakarmieni relaksujemy się, jest OK. Robimy jeszcze krótki wypad na wieżę widokową, podziwiamy panoramę otaczających gór i przyjmujemy nowych członków koła. Czas na spanko, wraz ze zmrokiem nastaje cisza, przerywana jedynie pochrapywaniem wędrowców. Szczególnie donośne dźwięki dochodzą z pokoju chłopców, gdzie śpi pan Marek. Na drugi dzień śmiejemy się słuchając relacji chłopaków, którzy porównują wydawane przez niego odgłosy do odgłosów piły tarczowej, czy traktora. Ranek otula Górę mgłą. Schodzimy szlakiem granicznym do Zwardonia. Czekamy na pociąg, który mimo, że podstawiany ma dobre trzydzieści minut spóźnienia. Polska to ciekawy kraj. Docieramy jednak szczęśliwie do Katowic. Do zobaczenia na ostatniej już w tym roku szkolnym wycieczce na Turbacz 20-21 czerwca.

Turbacz

Tuż przed końcem roku szkolnego, aby poczuć przedsmak wakacji wybraliśmy się w Gorce w dniach 20-21.06.2015r. Przejazd tym razem busikiem, kierunek Rabka. Przewodnik pan Wojtek Sitko urozmaicał nam drogę opowiadając o historii mijanych okolic. Gapimy się więc przez okna i słuchamy. Kto nie słucha dostaje burę od pani Agaty Polewanej, albo pani Iwony Niedźwiedzkiej. Pogoda w Rabce jest niezła, trochę chłodno, ale na razie nie pada. Pani Grażyna Adamek jest tym razem z nami, musi przetestować swoje świeżo wyleczone kolano. Idziemy z przełęczy obidowskiej szlakiem niebieskim na Groniki do schroniska na Starych Wierchach. Gorce są cudnie zielone, pełne kwietnych łąk, przechodzimy koło rozległej polany margerytek, nie sposób się nie zatrzymać. Robimy sobie sesję fotograficzną, przypominają się słowa piosenki grupy Dżem „W życiu piękne są tylko chwile”, to jedna z nich. Trzeba iść dalej. W schronisku robimy sobie dłuższy odpoczynek, pogoda zaczyna kaprysić, rozpadało się niestety. Pijemy więc gorącą herbatkę i słuchamy opowieści przewodnika. W tzw. międzyczasie niebo się rozpogadza i można ruszać w dalszą drogę. Szlakiem czerwonym na Obidowiec, Rozdziele do schroniska na Turbaczu. Gorce znane są również z tego, że wędrując nimi można podziwiać panoramę pobliskich Tatr. Czekamy na te widoki bezskutecznie. Schowały się w gęstej mgle. Schronisko na Turbaczu jest duże. Korytarz prowadzący do pokoju dziewczyn to prawdziwy labirynt. Obok jadalni w sali z kominkiem zasiadło dwóch gitarzystów, grają świetnie. Muzyka przyciąga, w krótkim czasie siedzimy tam wszyscy. Kolejna chwila warta zapamiętania. Potem solidny dwudaniowy posiłek. Zostało trochę czasu do zmierzchu, zakładamy ciepłe kurtki, bierzemy latarki, trzeba jeszcze połazikować. Cel bacówka i zabytkowa kapliczka. W bacówce kupujemy oscypki, robimy zdjęcia z owieczkami. Droga do kapliczki jest wyjątkowo kamienista i kręta. Po dojściu napawamy się wspaniałym zachodem słońca. Powrót na miejsce już po zmroku, ale my to lubimy. Nazajutrz ruszyliśmy szlakiem Papieskim żółtym do kaplicy, następnie czarnym przez Hrube, Bukowinę Obidowską, Matejową i Suchy Dział do Klikuszowej. Pogoda jest tego dnia niezwykła, słońce na przemian z deszczem. Ubieramy się i rozbieramy w kółko, wygląda to trochę tak jakby chciała nam zrobić na złość. Nie zrażeni wędrujemy dalej, trzeba uważać bo zrobiło się bardzo ślisko. Docieramy cało do busika, przebieramy się w suche rzeczy i wracamy do domu. To już ostatnia wyprawa w tym roku szkolnym. Do zobaczenia we wrześniu.

Hala Boracza

Witajcie kolory jesieni. Nowy sezon wędrówek i wyjazd grupy turystycznej „Bukowina” zaczął się 17-18.10.15r. Pojechaliśmy w Beskid Żywiecki na Halę Boraczą. Planowana trasa z Rajczy została zmodyfikowana ze względów pogodowych. Z pociągu wysiedliśmy w Węgierskiej Górce, gdzie odwiedziliśmy fort, miejsce naznaczone przez historię II wojny światowej. Początkowo pogoda nie najgorsza szybko się zmieniła. Niebo zasnuły ciężkie, granatowe chmury, lało jak z cebra. Po krótkim przemarszu schowaliśmy się pod wiatą przystanku i zastanawialiśmy się co dalej? Pani Grażynka po rekonesansie okolicy wróciła z dobrą wiadomością. Autobus trochę stary model, nazwany przez nas „pancernym” podwiózł grupę znaczny kawałek drogi. Ponieważ szkoda nam górskiej wędrówki wysiadamy i decydujemy się przejść chociaż trochę nawet w deszczu. Niebo przeciera się na chwilkę, podziwiamy widoki, góry parują, jest kolorowo i pięknie. Do schroniska już niedaleko, a w nim gwarno i ludno. Piechurzy z pobliskich szlaków uciekli przed deszczem. Oprócz tego na Hali odbywa się Hubertus i coroczna pogoń za lisem, co stanowi dodatkową atrakcje. Chodzimy odwiedzać konie, które chętnie jedzą trawę z wyciągniętej na płasko dłoni i dają się głaskać po grzywach. Po smacznej kolacji i kotletach wielkości Afryki, idziemy powłóczyć się po ciemku. Gdy wracamy, siadamy jeszcze ze śpiewnikiem. Pan Andrzej i Pani Agata grają na gitarze stare turystyczne piosenki. Śpiewa głównie stara gwardia czyli my, dzieci trzeba piosenek dopiero nauczyć. Nazajutrz nie spieszymy się z opuszczeniem schroniska. Chłopaki z Panem Darkiem przygotowują ognisko. Idziemy tam wszyscy, aby uroczyście powitać nowych członków klubu i upiec sobie kiełbaski. Nadchodzi czas powrotu, trasa jest krótka. Szybki przemarsz do Milówki. I jeszcze tylko podróż wypełnionym pociągiem i już koniec wycieczki. Następna w listopadzie. PA :D

Szyndzielnia

Wyjazd SKKT Bukowina w Beskid Śląski na Szyndzielnię odbył się 14-15.11.2015r. wyruszyliśmy na trasę z Wilkowic Bystrej szlakiem niebieskim, dalej czerwonym przez Magurę na Klimczok. Warunki pogodowe nie były złe, bo nie lało, a przecież wyprawa stała pod znakiem zapytania ze względu na wcześniejsze deszcze i szarugi. Nie mniej z przyjemnością ogrzaliśmy się w gościnnych progach schroniska na Klimczoku by ruszyć dalej, już w niedługą wędrówkę na Szyndzielnię. Po rozlokowaniu się w obszernych pokojach i pysznej obiadokolacji, spotkaliśmy się w jadalni na wieczorze kominkowym. Nowi członkowie koła tym razem musieli wywiązać się z zadań przygotowanych przez opiekunów, oraz wymyślonych naprędce przez starszych kolegów. Najtrudniejsze okazało się wyrapowanie nazwy PTTK, no cóż, prawdziwy turysta musi umieć wyjść z zaskakujących sytuacji obronną ręką.

Nazajutrz niespodzianka: góry i schronisko przykryła biała pierzynka śniegu, trochę cienka i raczej mokra, ale jednak. Jak się potem okazało była to dotąd jedyna okazja na obrzucanie się wzajemne śnieżkami w tym sezonie zimowym. Wyszło mi tutaj, że relację z naszej jesiennej wycieczki opisuję z opóźnieniem, za co przepraszam :D obiecuję poprawę.

Po opuszczeniu schroniska przeszliśmy żółtym i niebieskim szlakiem przez Kołowrót, Kozią Górę, Równię i czerwonym szlakiem do Bystrej Śląskiej i już szosą do Wilkowic na pociąg. Niestety pogoda „siadła”, lało przez cały dzień, dlatego odpoczywaliśmy w schronisku na Koziej Górze. Humory mimo wszystko dopisywały i oczywiście jesteśmy bardzo zadowoleni z naszej wyprawy. Pa :D

Zakończenie Roku Turystycznego 2015

Zakończenie Roku Turystycznego 2015 SKKT BUKOWINA czyli NOC TURYSTÓW miało miejsce w murach naszej ukochanej Szkoły nr 15 w Katowicach w dniach 11-12 grudnia 2015 r. W piątkowe popołudnie około godziny 17 członkowie koła turystycznego i ich opiekunowie wyposażeni tradycyjnie w plecaki, śpiwory, karimaty zameldowali się tym razem nietypowo bo w szkole. Napięty program dnia pierwszego i nocy zaczęliśmy od podsumowania wyjazdów i zdobytych punktów oraz wręczenia odznak GOT. Następnie przeprowadziliśmy wybory do zarządu na walnym zebraniu koła. Nowym prezesem została uczennica klasy IV a Dobromiła Sosna, funkcję wiceprezesa pełni nadal Michał Hoffman, skarbnikiem pozostał Patryk Szot, sekretarzem Paula Byczkowska, członkiem Agata Molenda, kronikarzem Dominika Dudziak. Po wyborach przywitaliśmy się z naszym gościem specjalnym panem Aleksandrem Kucińskim. Pan Olek himalaista przeniósł nas swoimi opowieściami „Spod Dachu Świata” do krainy ośmiotysięczników. Pokaz slajdów pozostawi wspomnienia fantastycznie zróżnicowanej przyrody i krajobrazów himalajskich, te góry to nie tylko lodowe wierzchołki schowane w chmurach. Zderzenie z nową kulturą, spartańskie warunki życia ludności zamieszkującej te regiony pozostawiają niezatarte wrażenie. Po tylu atrakcjach wszyscy zrobili się już porządnie głodni. Samodzielnie przygotowana kolacja smakowała podwójnie. Nocny maraton filmowy rozpoczął film „Cisza” oglądaliśmy go już przebrani w piżamki na posłaniach z materaców i śpiworów, z ulubionymi misiami pod pachą. Następny seans był lżejszy, komediowy. Najwytrwalsze gaduły zasnęły o 5 rano, dla nich pobudka o 8 stała się prawdziwym Everestem :D. Drugiego dnia w sobotę po porannej toalecie i wspólnym śniadaniu i porządkach przebrani w stroje sportowe przystąpiliśmy do rozgrywek w sali gimnastycznej pod czujnym okiem pani Iwony Niedźwiedzkiej. Umysłowe rozrywki zapewniła nasza nieoceniona pani Agata Polewana. Było też granie na gitarze (pani Agata Polewana) i śpiewanie (odważni), oraz życzenia stu lat dla Mikołaja Kulpińskiego solenizanta. Na koniec zjedliśmy pyszny, ostry żurek pani Grażynki Adamek (tak, sama gotowała), a na deser ciasto. Pozostało jedynie pozacierać po sobie ślady bytności w szkole. Do sprzątania nie trzeba było nikogo zaganiać, dzieci zachowały się na medal. Pożegnaliśmy się stojąc w zwyczajowym kręgu, podziękowaliśmy sobie za spędzony razem czas. Specjalne podziękowania należą się pani Grażynie Adamek, która to nocne spotkanie opracowała i czuwała nad jego sprawnym przebiegiem. DZIĘKUJEMY I DO ZOBACZENIA WIOSNĄ ;)